Jak dotarłam do Alcoy…

Każdego dnia pokazuje się coraz więcej postów z pytaniami o przeprowadzce do pięknej Hiszpanii. Dziś opowiem wam o moich początkach, tak wiem, już pisałam o tym kilka razy.

Początki, jak to początki wszędzie mogą być trudne. Ja dotarłam do tego słonecznego kraju w kwietniu, a dokładniej 2. Data utknęła mi dobrze w pamięci, ponieważ tego samego dnia umarł Karol Wojtyła.

Los Arenales del Sol (bo to tam mieszkaliśmy w tym okresie) przywitało nas ciepłem i spokojem. Mieszkaliśmy wtedy w apartamencie, w budynku był basen, w którym nie wykąpałam się ani razu chyba. Wolałam ciepłe morze śródziemnomorskie, którym nie mogłam się nacieszyć. Za praca też nie musiałam dużo chodzić, bo już miałam nagrana przed wyjazdem. I tak mijały dni, praca, dom, spacer nad morzem itd.

W naszym mieszkaniu nigdy nie było ani cicho, ani zbyt czysto hahaha. Powód jest prosty, było nas tam chyba trochę za dużo. Mieszkaliśmy w 6 osób. Często jeden drugiemu przeszkadzał, bo ktoś zostawił brudny talerz, drugi słuchał za głośno muzyki itd.

Na moje szczęście każdy z nas pracował gdzie indziej, to choć w pracy mogliśmy od siebie odpocząć.

Choć mieszkanie z kilkoma osobami nie było mi obce, bo już w Warszawie wynajmowaliśmy mieszkania w ten sposób, tu mi dało to jakoś dziwnie w kość. Dlatego przy pierwszej okazji, jaka się nadarzyła, zmieniłam lokum. Niby miało być lepiej, ale na dłuższą metę na tym straciłam.

Po trzech miesiącach pobytu postanowiłam jechać do Polski, odpocząć od gorąca. Po miesięcznym pobycie w kraju wróciłam, ale ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że nie mam gdzie mieszkać. Moja współlokatorka nie płaciła za mieszkanie, choć ode mnie wzięła nawet w przód.

Na moje szczęście i pewnie po rozmowie właściciela z moim hiszpańskim przyjacielem, zgodził się oddać, choć moje rzeczy. Dodam tylko, że przyjaciel był mundurowy, więc pewnie ten fakt pomógł.

I tak w ten piękny sposób znalazłam się na bruku, ale hiszpański przyjaciel nie zawiódł. Znalazł mi pracę i z mieszkaniem, ale ta już była trochę dalej od plaży i morza. I takim sposobem dotarłam do okolic Alcoy, gdzie mieszkam do dziś. Dodam jeszcze tylko, że wróciłam jeszcze w bliższe okolice Alicante, ale i tak nie zagrzałam tam za długo.

Szkoda, że nie mogę znaleźć zdjęć z tych lat, bo byście mieli ubaw po pachy.

Related posts

Dom z morskiego kontenera – czy na pewno warto?

Hiszpański dla początkujących – 7 kroków na drodze do płynności językowej

10 porad na start w obcym kraju

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Read More